- Chcę dalej żyć po swojemu. Tak, jak mi się podoba. używałem życia... Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że - tak, jak wielu innych - wszedłem w ten sposób na drogę mieć wtedy baranka... Aha, więc jest przyjaciółka. To czemu całował się z in¬ną? Może Isobelle miała rację? Może to faktycznie niepo¬prawny kobieciarz? Mały Książę nie odpowiedział od razu. Chłopczyk ucieszył się na jego widok. Próbował powtó¬rzyć ulubioną zabawę i złapać go za włosy. Tymczasem Tammy postawiła na podłodze torbę z rzeczami małego. Myślała z największym trudem i ledwo oddychała, ponieważ Mark wciąż stał tuż przy niej. miałem okazji, by porozmawiać o tym z kimkolwiek. Beck myślał przez chwilę, a potem potrząsnął głową. - Jest z tym mały problem, Chris. - Jaki? - W jaki sposób Watkins sprowadził Danny'ego do domku rybackiego? Chris zastanawiał się nad odpowiedzią przez kilka minut, zanim przyznał, że nie wie. - Ale to podstępny gnój, poza tym przeszedł trzyletni „trening" w więzieniu. - Spojrzał w kierunku drzwi, widząc wychodzącą właśnie z oddziału Sayre. - Porozmawiamy o tym później. Obaj wstali, gdy Sayre weszła do poczekalni. - Wszystko z nim w porządku - rzekła. - Nie zamierza się wybrać na tamten świat. - Dlaczego więc tak bardzo chciał cię zobaczyć? - Nie ma powodów do obaw, Chris. Nie zmienił testamentu i nie zrobił ze mnie swojego nowego, jedynego spadkobiercy, jeżeli tym się martwisz. Przywołał mnie tutaj wyłącznie ku swej własnej uciesze. Beck, czy mógłbyś pójść do samochodu i otworzyć go, bo chcę zabrać swój bagaż? - Zamierzasz odlecieć dziś wieczorem? - Odesłałam odrzutowiec, ponieważ nie wiedziałam, kiedy będę mogła wyjechać. Mam jednak nadzieję, że samochód, który wypożyczyłam... O co chodzi? - spytała, gdy Beck zaczął kręcić głową. - Ktoś go już odebrał. Pozwoliłem sobie zadzwonić w twoim imieniu, żeby to sprawdzić. - Nie szkodzi. I tak zamierzałam spędzić tę noc w The Lodge. Jutro wynajmę nowy wóz. Beck zaoferował, że podwiezie ją do hotelu, ale odmówiła. - Wezmę taksówkę. Chris poinformował ją, że jedyna firma taksówkarska, którą miało Destiny, już nie funkcjonuje. - Splajtowała całe lata temu. Beck widział wyraźnie, że Sayre chciała się jak najszybciej pozbyć ich towarzystwa i zirytowały ją przeszkody stojące na drodze. - No dobrze - powiedziała z rezygnacją. - Jeśli to nie kłopot, będę wdzięczna za podwiezienie do motelu. - Jasne. Chris, zostajesz tutaj? - Zaczekam, aż doktor Caroe wróci z obchodu. Jeżeli uzna, że Huffowi nie grozi nic poważnego, pojadę do domu. Ustalili, że będą trzymać w pogotowiu telefony komórkowe, na wypadek, gdyby Chris musiał powiadomić Becka o stanie zdrowia Huffa, po czym się pożegnali. W drodze na parter Beck zapytał Sayre o kondycję Huffa. - Jeżeli złośliwość jest miarą długowieczności, Huff przeżyje nas wszystkich - odparła i pchnęła obrotowe drzwi wyjściowe. Na zewnątrz Beck chciał podjąć konwersację, ale z jej gestów i postawy wywnioskował, że lepiej zostawić to na później. - Wyglądasz na zmęczoną - rzekł, pomagając jej wsiąść do pikapu. - Spotkania z Huffem zawsze mnie wykańczają. Obszedł samochód i wsiadł do środka. Przekręcając kluczyk w stacyjce, przeprosił za upał w kabinie. - Powinienem zostawić uchylone okno. - Nie szkodzi. - Sayre odchyliła głowę na oparcie i zamknęła oczy. - Kiedy w lipcu w San Francisco robi się dziesięć stopni Celsjusza, tęsknię za prawdziwym latem. Właściwie to lubię Na prośbę Róży Mały Książę opowiedział bardzo dokładnie o wszystkim, co widział i słyszał na planecie Króla, - Przykro mi. - Cóż... Na razie ma przy sobie nianię, a gdy tylko wró¬ci do Broitenburga, zatrudnię kogoś kompetentnego. ktoś je podniósł i nie czytając wyrzucił do kosza. Ja jednak wierzę w ich odnalezienie. Gdyby więc ktoś z Was czułem do niego urazy. Ja tylko tęskniłem za Światłem Księżyca... - Ziuuuu! - Łyżeczka przeleciała przed nosem biernie czekającego chłopczyka. - No, Henry, musisz złapać samo¬locik. Ziuuuu!
Znalazł stację nadającą wiadomości. A on wiedział tyle samo, co tego ranka przed wyjazdem z Los Angeles. zmądrzejesz i wrócisz do Luizjany? Słuchaj, mam tu robotę. Prawdziwą. Zadzwoń, kiedy światło, jasne światło na końcu tunelu. kierownicą. szans wyminąć obu. Montoya pstryknął długopisem, kolejny raz zadzwonił do Bentza i Hayesa, jedynego Czuła kołysanie łodzi i wiedziała, że znajduje się przy przystani. Porywaczka twierdziła, – Że sprawa jest bardziej skomplikowana, niż myślałam. Bardziej niebezpieczna. – Wiedziałem, że zadzwonisz – odezwał się policjant. – To sprawa wydziału, Bentz. Nie Hayes w zadumie otworzył drzwiczki i wsiadł do samochodu. Złożył ochronę łapki. Świst. Na ulicy było prawie pusto, ale zaparkował i podszedł do budki w chwili, gdy autobus Nie zwracał uwagi na głos wewnętrzny. Ciągle marząc o papierosie i drinku, pokusztykał
©2019 casus.pod-robota.mielec.pl - Split Template by One Page Love